Mama

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Minęło pięć lat od reżyserskiego debiutu Xaviera Dolana. “Zabiłem moją matkę” to obraz pełen bólu, goryczy i młodzieńczego krzyku, wołającego o swoją autonomię nastolatka. “Mama” to ponownie historia o relacjach syn-matka, tym razem pokazana z innej – dojrzalszej – perspektywy. Dojrzalszej, nie znaczy mniej dla widza ekscytującej.

Gorąco przyjęty debiut Dolana ma w sobie wiele z nastoletniego buntu autora. Odgrywany przez niego Hubert jest histeryczny, porywczy, rozchwiany emocjonalnie. Stoi w opozycji do statecznej matki, która jest dla niego podporą, jaką należy odeprzeć, by stać się w pełni samodzielnym. Odeprzeć, zburzyć, zniszczyć, symbolicznie zabić, jednocześnie wciąż pragnąc coraz więcej jej miłości. W “Mamie” punkt widzenia trudnych relacji z rodzicem zostaje przesunięty na matkę. Nie jest to jednak powrót do tej samej historii.

Akcja “Mamy” rozgrywa się w fikcyjnej Kanadzie przyszłości. Niedalekiej, bo tej z 2015 roku. Po tym jak nowy rząd obejmuje władzę, ustanawia kontrowersyjną ustawę o trudnych dzieciach. Na jej mocy każdy rodzic, którego dziecko sprawia problemy i wywołuje poczucie zagrożenia u bliskich, może oddać je do specjalnej placówki na dożywotnie przymusowe leczenie. Film opowiada o losach Diany “Die” Després, której cierpiący na ADHD syn Steve po raz kolejny zostaje wyrzucony z czegoś na kształt domu poprawczego. Bohaterka musi stawić czoła macierzyństwu i jeszcze raz podjąć próbę wychowania dziecka. Czy zdecyduje się na desperacki krok, który umożliwia nowa ustawa?

Obraz matki, jaki kreuje Anne Dorval, znacznie różni się od tego, jaki przedstawiła w debiucie Dolana. “Die” początkowo przypomina egocentryczną, nieodpowiedzialną nastolatkę. Jest wulgarna, wyzywająca, do wszystkiego podchodzi na luzie i nie ma ochoty, parafrazując jej słowa, “bujać się z dzieciakiem”. Steve (świetny Antoine-Olivier Pilon) to dobry chłopak, jednak przez swą nadpobudliwość szybko zmienia nastrój, staje się gwałtowny, impulsywny, agresywny, traci kontrolę nad sobą i robi się niebezpieczny. Jego relacje z matką po śmierci ojca uległy dużemu rozluźnieniu. Oboje zachowują się wobec siebie jak kumple, którzy jednak ciągle walczą ze sobą o wzajemny szacunek. Próby okazania przez “Die” czułości kończą się często niepowodzeniami. Dla Steve’a nie wystarczy usłyszeć “kochanie”, by wymazać z pamięci błędy matki. Jednocześnie Dolan podejmuje te same problemy co w “Zabiłem moją matkę”: zabieganie o uwagę rodzica, “odcięcie pępowiny“, zrozumienie dla procesu dojrzewania, miłość, która wymaga podejmowania trudnych decyzji.

 MV5BNjYxMzA3Mzk4Ml5BMl5BanBnXkFtZTgwOTM5Nzk3MTE@._V1__SX1089_SY683_

Interesująca jest poza duetem Dorval-Pilon postać Kyli, odgrywana przez znaną już ze współpracy z Dolanem Suzanne Clément (“Zabiłem moją matkę”, “Na zawsze Laurence”). Tajemnicza sąsiadka wydaje się być przeciwieństwem rodziny “Die”. Mąż, grzeczne dziecko, ładny dom, poukładane i spokojne życie. Mimo tego, w życiu Kyli wyraźnie czegoś brak. Nosi ona w sobie pewną traumę, która sprawiła, że zamknęła się w sobie i zaczęła się jąkać. W dysfunkcyjnej rodzinie “Die” odnajduje przyjaźń i impuls do tego, by zmienić swoje życie. Staje się bardzo bliska zarówno Steve’owi jak i Dianie, stopniowo przekraczając granice sąsiedzkiej znajomości i wpływając na losy tamtej dwójki.

Jak zwykle w filmach Xaviera Dolana zachwyca warstwa estetyczna. Dojrzałość reżysera przejawia się nie tylko w warstwie fabularnej “Mamy” (ze znakomitymi, szczerymi do bólu dialogami), lecz także obrazowej. Nie odnajdziemy tu tyle interesujących wizualnie, wysmakowanych kadrów, co np. w “Wyśnionych miłościach”. Nowy film Dolana wydaje się pod tym względem prostszy, bliższy stylowi zerowemu. Jednak jest jeden istotny aspekt techniczny tego obrazu, dostosowany idealnie w punkt. To format filmu, zamykający świat bohaterów w idealnym kwadracie, niczym w pudełku czy klatce, ograniczającym ich perspektywy, wolność, a także marzenia, wyznaczającym ich wizje potencjalnego szczęścia.

To, co może wydawać się nieco rozczarowujące, w porównaniu z poprzednimi filmami Dolana, to muzyka. Dobra, lecz nieco banalna i chyba najbardziej komercyjna z dotychczas wybieranych. Nie tworzy ona tego samego, artystycznego i niepokornego klimatu, co w innych dziełach autora. Mimo wszystko dalej broni się, bo każdy fan Dolana będzie miał po obejrzeniu “Mamy” przynajmniej dwie ulubione sceny, którym owa muzyka towarzyszy i odgrywa znaczącą rolę.

“Mama” pokazuje jak Xavier Dolan dojrzał. Udowadnia, że zachwyty jury nad jego debiutem na festiwalu w Cannes w 2009 roku nie były bezpodstawne. Dostrzeżono wówczas osobowość we współczesnym kinie. Tegoroczna nagroda tego samego jury potwierdza, że Xavier Dolan w krótkim czasie stał się oryginalnym twórcą, wyraźnie rozwijającym swój styl. Pokazuje rzeczywistość, gdzie przyjemność miesza się z bólem i nie ma krystalicznie czystych uczuć, nawet matczynych. Prezentując bardziej dojrzały obraz nie stracił swej młodzieńczej werwy i sprawia, że jego obrazy są dalej emocjonujące.

Zwiastun: