Sztuka tracenia

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Najpierw zapominasz słowa - to się zdarza. Potem umykają inne, drobne rzeczy. Dalej, nie poznajesz bliskich, a z czasem samego siebie. Czy choroba Alzheimera zabiera wszystko bezpowrotnie? Alice postanowiła stoczyć walkę o pozostanie sobą.

„Motyl. Still Alice” to przede wszystkim oscarowa rola Julianne Moore (mimo iż, polski tytuł filmu ma uzasadnienie w fabule, będę o nim pisać posługując się tytułem oryginalnym, który bardziej oddaje ładunek emocjonalny oraz istotę obrazu Richarda Glatzera i Washa Westmorelanda). Grana przez aktorkę Alice Howland to uznana profesor lingwistyki. Sale na jej wykładach są zawsze pełne, studenci uwielbiają ją słuchać. Bohaterka cieszy się ogromnym szacunkiem w środowisku akademickim i do tego prowadzi udane życie rodzinne. Zaczyna się niewinnie - ot, zapomina słowa podczas ważnego wystąpienia. Ile razy mamy coś na końcu języka, wiemy o jaką ulicę chodzi, a mimo wszystko brakuje nam słowa? Dla niej słowa są wszystkim - na nich zbudowała karierę i swoją tożsamość. Gdy słyszy diagnozę - Alzheimer - stara się wygenerować plan, który w przyszłości mimo postępującej choroby, pozwoli jej pozostać Alice.

Obraz nie epatuje zbytnią ckliwością. Oczywiście, jest zaskoczenie, troska rodziny, chwile słabości, jednak bez dokładnego nakreślania najbardziej dramatycznych sytuacji, jakie może nieść ze sobą choroba. Moore mimo bardzo dobrej kreacji, nie pozwoli raczej rozkleić się widzom. Jednak nie oznacza to, że nie przykuwa ich uwagi do końca. Zarówno Alice jak i widzowie wiedzą, że będzie tylko trudniej, jednak wszystkie wysiłki bohaterki pozwalają wierzyć, że nic nie może przepaść na zawsze. Moore wykreowała postać pragnącą zachować jak najdłużej świadomość, bardzo racjonalnie podchodzącą do życia, która bardzo przytomnie obserwuje zmiany, których nie da się zatrzymać, nie pozbawioną jednak wątpliwości i żalu, że spotkało to akurat ją.

Narracja filmowa koncentruje się w naturalny sposób na Alice. Jednak bardzo dobrze tak doświadczonej i wybitnej aktorce jaką jest Moore partneruje Kristen Stewart. Grana przez nią Lydia wyróżnia się na tle rodziny, nie tylko stylem życia, ale przede wszystkim podejściem do choroby matki i tego jak ma w związku z zaistniałą sytuacją, kierować własnym życiem. To duet tych aktorek kreśli obraz choroby, która oddala, ale jednocześnie zbliża ludzi do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo, że Stewart sprawia w dalszym ciągu wrażenie jakby mówiła z zaciśniętą szczęką i miała ten sam zblazowany wyraz twarzy, który daje się zapamiętać ze „Zmierzchu”, to przekuwa to na środki wyrazu, które znakomicie tworzą postać Lydii.

Julianne Moore podczas ceremonii wręczenia Oscarów powiedziała: „Kiedy u Richarda zdiagnozowano chorobę, Wash zapytał go co teraz chce robić – czy chce podróżować, zwiedzić świat? On odrzekł, że chce kręcić filmy – i właśnie to zrobił”. Richard Glatzer cierpiał na stwardnienie zanikowe boczne i zmarł w wieku 63 lat, w marcu 2015 roku. Kręcąc „Still Alice” codziennie zmagał się z nieodwracalnymi zmianami w swoim organizmie. Jako nie tylko współreżyser ale i współscenarzysta filmu skonstruował postać, która z pewnością była jakimś jego odbiciem. I tak jak tytułowa Alice, do końca zmagał się by pozostać sobą.

Zwiastun: